Nasza historia: Poznaliśmy się na studiach magisterskich. Wbrew pozorom początki były trudne 😛 Nasze pierwsze spotkania na uczelni upływały na wzajemnym dokuczaniu sobie – ale wiadomo „kto się czubi ten się lubi” , więc w bardzo krótkim czasie odkryliśmy jak wiele rzeczy nas łączy i jak dobrze się rozumiemy.Pierwsze wspólne rozmowy trwały godzinami… Ania na tamtą chwilę – realistka, przejmująca się wszystkim dookoła, pilnie ucząca się z egzaminu na egzamin, zestresowana studentka, nie opuszczająca wykładów i ćwiczeń. Jasiek – totalny optymista, z totalnym luzem, zostawiający wszystko na ostatnią chwilę na godzinę przed egzaminem (o dziwo zawsze mu się to udawało i nigdy na tym nie wychodził źle), opuszczający nudniejsze wykłady. Okazało się, że byliśmy sobie bardzo potrzebni 😉 Ania moblizowała Jaśka kiedy było trzeba, a Jasiek uczył Anię jak wrzucić na luz… żeby nie zwariować. Już w trakcie studiów czuliśmy, że ta historia się nie skończy…
Moja ślubna inspiracja: Nie mieliśmy konkretnej ślubnej inspiracji.
Nasze przygotowania: Przygotowania były bardzo długie… zaczęły się ponad rok wcześniej….Praktycznie co do każdego punktu organizacji byliśmy zgodni. Zarówno do takich szczegółów jak pierwszy taniec, poprzez poważniejsze decyzje jak miejsce ceremonii, miejsce przyjęcia ślubnego i oczywiście wybór ulubionego Wedding Studios (nie mogło Was u nas zabraknąć). Trochę rzeczy zostawiliśmy na ostatnią chwilę 😛 kierując się dewizą ” że to przecież jeszcze tyyyyyyyle czasu”, ale na szczęście ze wszystkim zdążyliśmy i wszystko poszło zgodnie z planem.
Moja suknia: Justin Aleksander. Poszukiwałam sukni klasycznej, delikatnej, bezpretensjonalnej, prostej, a zarazem eleganckiej. Okazało się to jednak bardzo trudne…. W końcu po wielu poszukiwaniach natrafiłam na salon sukien ślubnych na ul. Długiej w Krakowie – gdzie pośród „miliona” sukien wymyślnych, bogatych, zdobionych wisiała właśnie ona : prosta i klasyczna 🙂 od razu rzuciła mi się w oczy.
Moje dodatki: Tutaj decyzje zapadały szybko – dokładnie wiedziałam jak sobie wyobrażam dodatki, natomiast po pomoc w doborze bukietu ślubnego udałam się do niezastąpionej w Zakopanem Pani Haliny z „Tajemniczego Ogrodu”. Wiedziałam, że po krótkim wyjaśnieniu w jakim stylu utrzymana jest sukienka stworzy coś niesamowitego. Oczywiście efekt mnie nie zawiódł.
Miejsce przyjęcia: „Kraina Smaku” Zakopane. I tutaj zdradzimy mały sekret – przyjęcie było zarezerwowane w Krainie Smiaku w momencie kiedy budynek jeszcze nie istniał 😉 Jesteśmy zakochani w kuchni właściciela „Krainy Smaku” Pana Grzegorza Lelka. Znaliśmy Pana Grzegorza i jego niesamowite wyczucie smaku już wcześniej z innych restauracji gdzie był szefem kuchni. Dobiegły nas informacje, że powstaje Kraina Smaku pod jego przewodnictwem, więc od razu poczuliśmy, że to jest to miejsce. Pamiętam, że w dniu w którym rezerwowaliśmy dzień przyjęcia oglądaliśmy nie budynek i salę, ale wizualizację tej sali i budynku. Szalona decyzja…. ale czuliśmy, że to się uda, a ogromne zaufanie do Pana Grzegorza nie pozwoliło nam myśleć, że może być inaczej. Oczywiście mieliśmy jakąś alternatywę, ale marzyliśmy o tym, aby ten ślub odbył się właśnie w tym miejscu.”
Świadkowie: Najbliższa przyjaciółka Dorota Misiura – poznałyśmy się w Liceum wpadając dosłownie na siebie pierwszego dnia 😉 Dorota poślizgnęła się na schodach i wręcz wpadłyśmy na siebie…i tak już zostało do dziś :P. Zderzenie dwóch obcych osób – zaowocowało piękna przyjaźnią 😉 . Przyjaciel Mikołaj Górszczyk, który przez całe studia dopingował naszemu związkowi i bardzo nas wspierał… Na studiach tworzyliśmy zgrane trio w którym oczywiście – „Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego ” 😉
Pierwszy taniec: Goo Goo Dolls „Iris”. Oboje z Jankiem mamy ogromne zamiłowanie do cięższego brzmienia (z duża tolerancją i sympatią do innych rodzajów muzyki) – ale naturalne dla nas było, że pierwszy taniec nie może przebiegać w rytmach mocnego rocka. Długo szukaliśmy więc kawałka, który będzie odpowiadał naszym muzycznym gustom, a zarazem nie będzie katorgą dla naszych gości. W końcu wybraliśmy. Nauka pierwszego tańca na miesiąc przed ślubem, choreografia której im bliżej ślubu tym bardziej nie mogliśmy zapamiętać. Próby kończące się wybuchami śmiechu. 🙂 Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem.
Największy stres: Przysięga małżeńska – strach, że się pomylimy, przejęzyczymy, albo wzruszymy i nie będziemy mogli wydobyć z siebie słowa. Pierwszy taniec.
Nasz plener: Cudowne dwa dni w dwóch miejscach które kochamy. Kraków skąd pochodzi Ania i Zakopane skąd pochodzi Janek.